O trudnych początkach i docieraniu się we współpracy opowiadają Joanna i Marek. Osobista relacja i wspólne doświadczenia z czterech lat poprzedzających powstanie marki Younicorn.
Joanna
Nasze początki wyglądały jak gra internetowa, w której często na drodze graczy pojawiają się jakieś mury lub przepaści do pokonania. Jednym z nich okazały się prace nad nową strategią marek, które mieliśmy już w firmowym portfolio. Zamurowało mnie na dłuższą chwilę, gdy uświadomiłam sobie, że wszystkie założenia prowadzą do wniosku, aby przestać inwestować w markę Joanna M-P. Z jednej strony marzyłam o tym, żeby mieć backup i podzielić z kimś nadmierną liczbę zadań i projektów, z drugiej zaś strony pomyślałam „Ale jak – to miała być firma, żeby mi było lepiej, a teraz dalej jestem sama z ważnymi dla mnie działaniami, a dodatkowo muszę włożyć wysiłki w budowanie marki firmy! To nie tak miało być!” Potrzebowałam czasu, żeby mi się te nowe strategiczny puzzle ułożyły nie tylko w prezentacji, ale przede wszystkim w głowie.
W zasadzie do dziś większość tygodnia pracuję z biblioteki w domu. Między innymi dlatego, że albo jestem w trasie i prowadzę warsztaty, albo piszę i tworzę, a do tego potrzebuję przestrzeni i ciszy. Przede wszystkim jednak dlatego, że przebywanie non stop z mężem – biznesowym partnerem, nie jest nam potrzebne. Oznacza to jednak, że spotykamy się w domu dopiero wieczorem.
Niemniej, ciekawe jest to, że tworząc sobie od 25 lat cudowne prywatne niebo na zmieni, zawodowo potrafimy sobie stworzyć takie piekło, że skrzydła i ręce opadają. Odkryliśmy już, że piekło jest efektem braku komunikacji między dwoma kompletnie różnymi mózgami, gdy łapią odpychające się fale i nie znajdują punktu styku. Sposób myślenia ludzi to fascynujący przedmiot badań i naszych obserwacji. Uczymy się, że przejście od stanu gadziego mózgu do ciekawości, obserwacji i gotowości wypracowania kompromisu tkwi w dystansie i przypomnieniu sobie, że ta druga osoba jest nam z gruntu życzliwa oraz że poza pracą na wspólny cel, rozwijamy firmę, aby mieć radość, a nie frustrację.
Marek
Choć wiele nas łączy, jeśli chodzi o wartości, filozofię życia i biznesowe aspiracje, to jesteśmy z Joanną zupełnie różnymi osobowościami a nasze umysły pracują na zupełnie innym oprogramowaniu. Jeżeli Joannie spodoba się ogólnie jakaś koncepcja to ja zakwestionuję w niej jakieś szczegóły, tam gdzie ja jestem skłonny podjąć ryzyko, Joanna potrzebuje asekuracji. Każde nowe zagadnienie Joanna rozwiąże heurystyką, łączeniem kropek i ludzi, których zna. Ja potrzebuję „rozkminić” temat i ułożyć algorytm postępowania – oczywiście sam. Z prywatnego punktu widzenia, to koszmar. Z zawodowego – bogactwo.
Czytam „Powers of Two” J.W. Shenka nt. kreatywnych duetów i ich innowacyjnego potencjału. Proces budowania takiej diady przechodzi przez różne fazy, jedną z nich jest poszukiwanie właściwego dystansu, w którym siły wzajemnego przyciągania i odpychania wyrównują się, tworząc stan dynamicznej równowagi. Szukamy …