Younicorn to nowa marka na rynku doradztwa, jednak z całkiem długą historią. O początkach, swoich marzeniach i aspiracjach opowiadają założyciele: Joanna Malinowska-Parzydło i Marek Parzydło.
Joanna
Nie będę w opowieści cofać się do czasów opuszczenia TVN, bo tę część historii można znaleźć choćby w zakładce „O mnie” na blogu „Jesteś marką”. Zacznę ją dwa lata później, gdy samodzielnie funkcjonowałam jako przedsiębiorca pod szyldem Personal Brand Institute, realizując założone budżety i wynik. Sukces zawdzięczałam m.in. zbudowanej wcześniej marce lidera HR, profesjonalistki od zarządzania i komunikacji oraz prekursorki tematyki silnej marki osobistej w Polsce. Miałam unikatową strategię, wsparcie w najbliższych i dobre relacje z klientami. I byłam zmęczona jak pies licznymi podróżami służbowymi oraz energią zostawianą na salach wypełnionych ludźmi tej energii złaknionymi.
Dokładnie w drugie urodziny PBI wstałam rano z myślą, że nie muszę i nie chcę funkcjonować sama. Potrzebuję konsultować pomysły, mieć zaufanego partnera, który uzupełni moje kompetencje i pomoże zbudować strukturę pod firmę oraz większe firmowe zasoby pod skalowanie biznesu. Zaczęłam rozglądać się za kimś mądrym, przyzwoitym, profesjonalnym, doświadczonym, podzielającym podobne wartości zawodowe i godnym zaufania. Kilka pomysłów okazało się niewypałem. Aż do dnia, w którym mój mąż, poinformował, że dojrzał do pracy poza korporacją. Posłuchał uważnie o mojej idei zarządzania przez wartości, którą znał, gdyż dwa lata wcześniej pomógł mi zdefiniować strategię PBI w oparciu o Business Model Canvas. Zaproponował więc, powodowany bardziej rozwagą niż romantyzmem oraz wizją budowania funduszu emerytalnego, żebyśmy spróbowali zbudować wspólną firmę.
Marek
Lubię nowe przedsięwzięcia i samodzielność, możliwość układania strategii i procesów od początku. Dlatego podczas swojej kariery zawodowej wybierałem kolejne wyzwania kierując się raczej sercem niż rozumem. Akceptowałem większe ryzyko w zamian za większe emocje i potencjalnie wyższe – niekoniecznie materialne, niekoniecznie tego warte – wygrane. Zakładałem własne biznesy i kierowałem nowymi projektami dla dużych firm, przechodząc przy tym z branży do branży i zdobywając wciąż nowe doświadczenia. Kiedy więc to Joanna zdecydowała się na własny biznes – ja miałem się dla odmiany „ustatkować”, aby zabezpieczyć tyły i stworzyć bezpieczną przestrzeń do realizacji jej wizji. Wytrzymałem … jakieś dwa lata. Praca w międzynarodowej firmie w roli CEO na Polskę, w dyrekcji regionalnej na Europę Wschodnią i członkostwo w tzw. operacyjnym, nieformalnym zarządzie w Centrali – była najwyższym koniem na jakiego się wspiąłem w swojej korporacyjnej karierze. Lubię teraz myśleć, że na tym koniec.
W przeciwieństwie do wcześniejszych przygód, pomysł, żeby dołączyć do Joanny uznałem za bardziej rozważny niż romantyczny. Idee, które Joanna rozwinęła w międzyczasie w swojej książce, programach doradczych dla firm i wystąpieniach publicznych były nie tylko mi bliskie, ale też przekonujące, dobrze udokumentowane i skuteczne. Związany z tym potencjał biznesowy spowodował, że prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu dokonałem wyboru zawodowego myśląc w kategoriach długoterminowych. W ten sposób powstał nasz pomysł „funduszu emerytalnego” – strategia budowania wartości i inwestowania we własne bezpieczeństwo i wolność pod wspólnym szyldem.